Nam, dorosłym, wydaje się, że nasze dzieci wiedzą o finansach tyle, ile powinny. Wystarczająco dużo. I ja też tak myślałam. Choć tak naprawdę nigdy nie rzucałam ich na głęboką wodę. Gdy chłopcy szli po coś do sklepu, zawsze dawałam im odliczoną gotówkę albo dodatkowo saszetkę na resztę, którą Pani w sklepie im wydawała. W zasadzie żaden z nich nigdy nie sprawdzał, czy ta kwota jest odpowiednia, czy też nie. A po powrocie do domu czasami okazywało się, że jednak reszta i kwota widniejąca na paragonie nie sumują się do ilości pieniędzy, które dostali. Później jeszcze kilka razy przekonywałam się, że moje dzieci wymagają douczenia w temacie finansów. Musiałam im na przykład wytłumaczyć, że pieniądze nie spadają z nieba, a żebym mogła je wyjąć z bankomatu, też muszę je najpierw zarobić.
Edukacja finansowa – zaczęło się od naszych wakacji
Dobrze wiecie, że kochamy podróże. Wprawdzie w tym roku mieliśmy zamiar ruszyć już gdzieś dalej, poza granice naszego kraju, bo jeśli chodzi o koszt takiej wycieczki, to jest on bardzo zbliżony do tej po Polsce, ale koronawirus nam tu uniemożliwił. Zatem postanowiliśmy w myśl powiedzenia: „Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”, pojechać w tym roku na południe kraju.
Jako że atrakcje dobierałam głównie pod dzieci, to wytyczyłam nam szlak parków rozrywki, którym podążaliśmy przez 7 dni. A tania taka impreza nie jest.
Pewnego wieczoru, podczas takiej naszej cotygodniowej, rodzinnej narady, powiedziałam głośno, że albo będziemy podczas wyjazdu oszczędzać, albo poczekamy jeszcze tydzień, aż wykonam dodatkowe zlecenia, bo kasy mamy za mało, żeby poszaleć.
Na co młodszy syn odparł pewny siebie: No ale dlaczego? Przecież możesz iść do bankomatu i te pieniądze z niego wyjąć. Filip ma 9 lat i aż mnie zatkało, gdy to usłyszałam, bo dotarło do mnie, że jako rodzic popełniłam ogromny błąd. I ja… i ktoś, kto ustalał program edukacji dla szkół.
Wszystko kosztuje – i to niemało
Ojj… boleśnie się o tym ostatnio przekonuję. Na tyle boleśnie, że postanowiłam nawet zgłębić tajniki freeganizmu, o czym zresztą niedługo też Wam opowiem.
No ale skoro tyle to wszystko kosztuje, to w jaki sposób zaoszczędzić? Co zrobić, żeby mieć więcej odłożonych pieniędzy z niczego, nie rezygnując i pozostając przy aktualnych zarobkach, nawet jeśli nie są one znacząco powyżej średniej krajowej?
- Zamiast lodów z automatu kupujemy częściej wielopaki w marketach. Jeden lodzik z automatu kosztuje tyle, co 5-6 z wielopaku. A nadwyżka może wskoczyć do skarbonki.
- Gdy gdzieś rodzinnie jedziemy, żeby spędzić czas nad jeziorem czy w lesie, nie nastawiamy się na jedzenie na mieście. Przygotowuję w domu posiłki i zabieram je w pudełeczkach.
- Do sklepu po drobne zakupy jedziemy rowerem, a nie autem – ceny paliwa też ostatnio do najniższych nie należą.
- Wakacyjnie wynajmujemy mieszkania zamiast pokojów w hotelach. Ceny są porównywalne, a komfort dużo większy, a w dodatku mam możliwość gotować – dla porównania za cenę jednego posiłku dla naszej czwórki w knajpie, ja zaopatrzę nas w jedzenie na cały dzień albo dwa.
- I jeszcze taki myk, który stosujemy od jakiegoś czasu. Nie jest to typowy sposób na oszczędzanie, ale wypełnia słoik z monetami dość szybko. Chłopaki ostatnio często pozwalają sobie na małe przekleństwo. Małe czy wielkie… za każdą taką soczystą… nie powiem co(!) muszą odpalić piątaka do słoika. A jak akurat nie mają, bo trochę poszaleli, to zapisuję im na kartce dług – jak w banku. I gdy dostają kieszonkowe, to czasami wychodzą nawet na zero.
Na początku rozmowy o pieniądzach nie były łatwe. Nadrukowałam nawet papierowych stówek, dwusetek i mniejszych nominałów, ogarnęłam trochę monet i bawiliśmy się w sklep. No cóż… skoro nie przerobiliśmy tego za młodu ;), to teraz za sklepową ladą musiał stanąć dwunastolatek, któremu zabawy w głowie już tak nie bardzo. A przynajmniej nie z mamusią i nie w sklep!
ALE! Trochę wałkowaliśmy ten temat i naprawdę szybko był progres.
Jednak, kiedy chciałam powtórzyć zabawę, by wszystko im utrwalić, zaprotestowali. Na szczęście wtedy znalazłam superstronę w internecie.
Rozmawiamy o finansach – FINANSIAKI
W dzisiejszych czasach bez komputera jak bez ręki. Z jednej strony czasem mnie przeraża, że dzieciaki są w tym świecie nowoczesnych technologii takie obeznane, ale z drugiej to fajnie, że tak sobie ze wszystkim radzą.
Uwierzcie mi – moje dzieci dużo łatwiej było zaciągnąć przed komputer niż do własnoręcznie przygotowanej z kartonów lady, na której ułożyłam wydrukowane pieniądze.
Strona Finansiaki to portal dotyczący edukacji finansowej, na którym wiele fajnych pomocy znajdą nie tylko rodzice czy nauczyciele, ale też właśnie dzieci. Jest tam dostępnych wiele edukacyjnych animacji czy quizów i infografik. Znaleźliśmy tam nawet grę do wydrukowania – a my kochamy planszówki!
Na początku gry wszyscy dostają 15 zł. A to, z jakim budżetem kończą grę, zależy tylko od nich i od ich szczęścia. Wygrywa ta osoba, która do mety dotrze z największą ilością pieniędzy, które może podczas gry zaoszczędzić lub zarobić.
U nas największą furorę zrobiły karty do gry, bo wręcz zmuszają do przemyśleń w temacie finansów i oszczędzania. Przyznam, że nie zawsze łatwo było podjąć decyzję, którą odpowiedź z karty wybrać.
Jesteśmy też zachwyceni samą planszą. Jest piękna, kolorowa i naprawdę dopracowana.

Tak sobie myślę, że finanse to wcale nie jest błahy temat. Ani też temat, który nie dotyczy naszych dzieci. Fakt – to my teraz zarabiamy pieniądze i to my je dzieciom wydzielamy, ale jeśli nie nauczymy naszych pociech gospodarować swoimi finansami już teraz, to w przyszłości będą miały z tym jeszcze większy problem.
Edukacja finansowa dla dzieci – nauka przez zabawę
Życie to sztuka wyboru. Nawet podczas wydawania pieniędzy. A finansów najłatwiej uczyć dzieci właśnie podczas zakupów.
Każdemu z moich chłopców dałam raz 50 zł i listę produktów. Napisałam na niej np.: płatki, ale nie podałam nazwy producenta, choć wiem, że każdy z nich, gdyby miał nieograniczone fundusze, wolałby wybrać konkretny produkt, w najatrakcyjniejszym opakowaniu.
Młodszy powrzucał najpierw do koszyka wszystko z listy, nie patrząc na cenę. Przyszedł do kasy zadowolony, a gdy Pani podliczyła produkty okazało się, że zabrakło mu 30 zł.
Starszak natomiast robił zakupy dużo dłużej, ale zabrał ze sobą kalkulator i wszystko dokładnie sprawdzał i wyliczał. Przy kasie okazało się, że wydał dokładnie 42 zł. Każdy z nich włożył do koszyka to, o co prosiłam. Jednak w koszyku Filipa były produkty „z wyższej półki” , a w koszyku Mikołaja te tańsze, które idealnie spełniały również swoją rolę.
Na tym przykładzie można zauważyć, jak ważna w trakcie robienia zakupów jest rozwaga.
Od zawsze staram się pokazywać moim dzieciom, że lepiej robić przemyślane zakupy, bo przecież każdy z moich synów dostał banknot o tym samym nominale, o tej samej wartości. A jednak tylko starszy potrafił tak zarządzić swoim budżetem, aby kupić wszystko, o co prosiłam, i jeszcze przynieść resztę. To ważna umiejętność.
Po omówieniu z chłopcami tego eksperymentu wybraliśmy się na kolejne zakupy wszyscy razem. Odhaczaliśmy z listy produkty, a Mikołaj i Filip wyszukiwali na sklepowych półkach te najtańsze (w granicach rozsądku). Okazało się, że nagle zakupy stały się nie tylko dobrą zabawą, ale też okazją do zaoszczędzenia niemałych pieniędzy.
Dobrą lekcją finansów jest dla dzieci KIESZONKOWE. Gdy wyjeżdżamy gdzieś na wakacje, chłopcy zabierają ze sobą to, co udało im się uzbierać. My, jako rodzice, nie dajemy im już dodatkowych pieniędzy. Na miejscu finansujemy wszystko – włącznie z atrakcjami i małymi zachciankami. Natomiast gdy któryś z nich ma ochotę na taką WIĘKSZĄ zachciankę, której w wakacyjnym budżecie nie przewidzieliśmy, musi gospodarować swoimi zaskórniakami. Najtrudniej jest wybrać pomiędzy kupieniem czegoś dla siebie a zakupem pamiątki dla babci czy dziadka.
Staram się nie sugerować chłopcom, na co powinni się zdecydować i widzę, że to wybieranie między dobrym i lepszym wychodzi im już całkiem nieźle. Na tyle dobrze, że zdarza im się nie wydać wszystkich zaskórniaków i po powrocie wrzucić coś jeszcze do skarbonki.
Żyjemy w świecie, w którym po prostu trzeba oszczędzać. A ja, dodatkowo, staram się odkładać też coś dla moich dzieci. Tak – na ten trudniejszy czas. I planuję też założyć im ich własne konta, gdy już będą w odpowiednim wieku, żeby nauczyli się posługiwać kartą. Ale zanim to nastąpi, jeszcze nie raz, nie dwa, zaproszę ich na stronę FINANSIAKI. Bo sporo wiedzy jeszcze muszą sobie utrwalić. I – o dziwo – ja też. Także i Was zapraszam, bo edukacja finansowa jest niezwykle ważna.
Zostaw odpowiedź
Zobacz komentarze