Hojny był tegoroczny Mikołaj. Zostawił prezenty w każdym domu i wszystkie trafione – pod zamówienie. Ale jest zabawka, na której się zawiedliśmy – po części. Simba Glibbi to zabawki do kąpieli niebezpieczne, i nie do końca dające taki efekt, jaki producent obiecuje w reklamie.
Simba Glibbi – zabawki do kąpieli
Tak to zwykle bywa, że dzieciaki marzą o takich zabawkach, jakie często widzą w reklamach telewizyjnych. My wprawdzie już jakiś czas temu zrezygnowaliśmy z tradycyjnej telewizji ale kiedy trzeba było przygotować list do Świętego Mikołaja i tak postanowiliśmy zaufać reklamom i obejrzeć je przez internet.
Dużo było tych wyborów ale chłopcy przyzwyczaili się do tego, że właściwie w każdym domu Święty Pan coś dla nich zostawia. Jednym z naszych domowych wyborów było Glibbi od Simba. Zabawki do kąpieli, które robią furorę wśród dzieciaków.
Ja, wcześniej, zrobiłam też małe rozeznanie wśród moich obserwatorów na Instagramie i okazało się, że o ile nie każdy był zadowolony z Glibbi Knisti, tak już Glibbi Colour Change to miał być hit. A jak było naprawdę?
Te zabawki do kąpieli to SHIT
Najpierw postanowiliśmy wykorzystać „gluta„. Jedno opakowanie wystarcza na 30 litrów wody. Musi być ciepła – nie gorąca. Wsypujemy cały proszek i energicznie mieszamy. Po około 5 minutach wanna była pełna żółtej mazi – bo glutem to trudno nazwać.
Chłopcy oczywiście się pocieszyli. Uznali, że maź konsystencją przypomina trochę mokry piasek i się w niej zakopywali. Jak dla mnie, to bardziej galaretka, którą trudno usunąć jak już gdzieś „wlezie”.
To Glibbi jest naprawdę niebezpieczną zabawką do kąpieli. Dzieciaki mogą bawić się TYLKO na siedząco i to najlepiej w bezruchu 🙂 Sama wywinęłam orła przez żółte drobinki na podłodze a uwierzcie, że nie trudno o to, żeby „glut” się tam znalazł.
Producent oznaczył ją jako zabawkę dla dzieci od 3 lat ale to ściema. Nie znam na tyle ogarniętego trzylatka, który siedziałby na tyłku przez cały czas kąpieli. Jeśli już zdecydujecie się na zakup to naprawdę uważajcie, i absolutnie nie zostawiajcie dziecka samego z Glibbi w wannie.
Przyznaję, że nie mogłam się doczekać momentu, aż wsypię do wanny drugą saszetkę. Wtedy galaretka zmienia się znów w wodę a przy okazji zmienia także kolor. Ta cała przemiana w wodę szła dość opornie i zdecydowanie dłużej niż napisano na opakowaniu i chociaż chłopcy wychodzili z wanny po pół godziny od jej wsypania w wodzie dalej były galaretowate drobinki.
A co z Glibbi Knisti od Simba?
Nico. Taki sam shit tylko można używać bez obaw o bezpieczeństwo dziecka. No, chyba, że zje zawartość saszetki. To raczej też nie jest bezpieczne. Ogólnie po wsypaniu do wody słychać trochę „trzasków” ale totalnie nie wyczuwalnych. Bardziej jak musujące cukierki. Ale tutaj ani koloru, ani zapachu, ani nic. Kasa wyrzucona w błoto, a raczej wrzucona do wody.
zalecam pilnowanie dzieci przy tej zabawie, a poza tym jest super