Uwielbiam wykorzystywać książki do pracy z dziećmi. Jeśli przytoczy się im życiową historię, dużo łatwiej jest później omówić dany problem. Jednak choć nie brakuje mi kreatywności, czasem też mam w głowie totalną pustkę. Wtedy właśnie lubię korzystać z książek, które te historie mają już napisane. Tak też było w przypadku opowieści „Żółte kółka. Mam na imię inna”.
Żółte kółka. Mam na imię inna – recenzja
Ta książka to już nie nowość, a jak się okazało, i tak zna ją ZA MAŁO osób. Teoretycznie, przeznaczona jest dla dzieci powyżej 7 lat, ale „testowałam” ją również z dzieciakami, które dopiero co skończyły 5 i naprawdę zdała egzamin.
„Mam na imię inna” to spora ilość treści. Mimo to książka należy do tych z kategorii NA RAZ. Opowiada o dziewczynce chorej na zespół DOWNA. Taki temat tabu w zasadzie – mało jest tego typu książek. Zupełnie nie wiem dlaczego ludzie boją się tego tematu. Później dzieci nie rozumieją, że ktoś może być inny. Że będzie się różnił od reszty mimo, że ma tyle samo lat.
Narratorem jest jedna z uczennic drugiej klasy. W książeczce poznajemy też kilkoro innych uczniów, oraz tytułową INNĄ dziewczynkę. Historia jest bardzo przyjazna, taka zwyczajna. Kiedy się ją czyta ma się wrażenie, że to wszystko dzieje się jakby w „naszej szkole” .
Uczniowie klasy od samego początku dokuczają INNEJ. Wyśmiewają się z niej, ale najwyraźniej dlatego, że zwyczajnie nie rozumieją dlaczego taka jest. Dopiero po rozmowie z psychologiem zmieniają zupełnie nastawienie.
Dziewczynka często ich denerwuje, w zasadzie zawsze odstaje od reszty. Chyba największym zawodem dla całej grupy był moment, gdy INNA psuje ich długo wyczekiwane przedstawienie, ale kiedy koledzy ze starszych klas się z niej naśmiewają, drugoklasiści stają w jej obronie!
Zostaw odpowiedź
Zobacz komentarze